Skąd pomysł na tworzenie notesów?
Oboje jesteśmy zwolennikami tradycyjnej – analogowej formy notowania.
Mamy ogromny sentyment do sklepów papierniczych, w których ‘za dzieciaka’ najważniejszą decyzją do podjęcia, był wybór okładki na konkretny przedmiot w szkole.
Dziś jesteśmy bardziej wymagający i przy zakupie notesu, zwracamy również uwagę na rodzaj użytego papieru, materiał na okładce, to czy kartki są zszyte, czy sklejone, dbałość wykonania.
Kajety, bruliony zawsze były obecne w naszym domu, pełniły funkcję notatników, szkicowników, planerów, czy też pamiętników…
I z tej miłości do papieru, analogowych zapisków oraz rękodzieła, powstał pomysł, aby stworzyć swoje notesy.
Kiedy pierwszy raz pomyśleliśmy o własnym, prostym brulionie, zanurkowaliśmy w dziecięco-szkolnych wspomnieniach.
Pamiętaliśmy szarą okładkę z nadrukiem i dużo miejsca na wszelkie zapiski i bazgroły…
I zapragnęliśmy odtworzyć te wspomnienia, rozszerzając tym samym ofertę naszego sklepu o nową kategorię z notesami.
Ale jak się za to zabrać?
Przyznajemy szczerze – o introligatorstwie nie wiedzieliśmy zbyt wiele i to było oczywiste, że od nauki trzeba było zacząć.
Dużo na ten temat czytaliśmy, obejrzeliśmy wiele tutoriali, skorzystaliśmy z cennych rad mądrych i bardziej od nas doświadczonych rękodzielników i jak to zawsze bywa kiedy zaczyna się tworzyć coś nowego, metodą prób i błędów, szukaliśmy swojej drogi do osiągnięcia satysfakcjonującego efektu.
Aspekt ekologiczny oraz jakość są dla nas zawsze bardzo ważne – dlatego kierowaliśmy się nim przy wyborze tektury na okładkę, papieru oraz nici.
Zdecydowaliśmy się na niebielony papier, który w 100% pochodzi z recyclingu oraz tekturę kraftliner na okładkę.
Działając w duchu idei less-waste – do pierwszych kilkunastu kajetów wykorzystaliśmy bardzo stare i niezwykle wytrzymałe, surowe nici, które otrzymaliśmy od mojej Mamy w prezencie.
Prawdziwa perełka, znaleziona w szufladzie, a wyprodukowana w nadodrzańskich zakładach przemysłu lniarskiego.
Kiedy te vintage nici się skończyły, zdecydowaliśmy się na grubą i niebieloną dratwę, którą szyje się dość trudno, ale jest naturalna i bardzo wytrzymała, a to są nasze priorytety.
Zaopatrzyliśmy się również w niezbędne do pracy narzędzia, między innymi klasyczną gilotynę z odzysku, która wymagała naszej naprawy. Mateusz sprawnie ją wyleczył i teraz pięknie nam służy.
Po wielu godzinach prób i testów, rozpoczęliśmy pracę nad finalnymi kajetami, które stworzyliśmy w dwóch rozmiarach.
Jeleń szlachetny w formacie kieszonkowym oraz bardziej klasyczny i trochę większy kajet górski.
Co oprócz kajetów?
Apetyt rośnie w miarę….tworzenia!
Krótko po wypuszczeniu pierwszej serii brulionów, zaczęliśmy myśleć o większych notesach z twardą okładką.
Postanowiliśmy zaprosić do pracy len. I chociaż większość twórców decyduje się na popularne płótno introligatorskie, wybraliśmy naturalny len, który jest naszym zdaniem bardziej idealny w swej surowości.
Ma piękną, wyczuwalną pod palcami fakturę, a miejsca, które przez niektórych mogą być traktowane jako skaza, w naszym odczuciu, są niezwykle szlachetne. Nazywamy je pypciami – tak z uczuciem!
Płótno introligatorskie jest na pewno łatwiejsze we współpracy (jest to tkanina naklejona już na papier) jednak rzadko się zdarza, aby był to naturalny len, najczęściej jest to syntetyczny materiał, imitujący len – stąd nasz wybór.
Czekało nas sporo nauki. Okazało się, że wybór lnu pod zadruk nie jest taki prosty.
Ogromne znaczenie ma jego splot, gramatura, odcień – to wszystko wpływa na to jak finalnie będzie na nim wyglądał wydrukowany wzór.
Po wielu średnio udanych próbach, udało nam się znaleźć idealny materiał.
Zdecydowaliśmy, że zadrukujemy len wzorami, które już były obecne w naszym sklepie.
Na pierwszych notesach miały się pojawić motywy Paprotnikum oraz Leśnej Bajki.
Faktura materiału naszym zdaniem pięknie koresponduje z tymi wzorami, nareszcie byliśmy bardzo zadowoleni z uzyskanego efektu.
Przyszedł czas na wycięcie okładek, co na małej, domowej przestrzeni, w asyście kłaczkujących kotów, nie było łatwe.
Aby okładka była sztywna i wytrzymała, potrzebna jest porządna tektura, zdecydowaliśmy się na makulaturową, którą łączymy wysokiej jakości klejem z precyzyjnie dociętym lnem.
Kiedy rozpoczynaliśmy pracę nad dużymi notesami, nie wiedzieliśmy 3 rzeczy:
że tak wielu rzeczy nie wiemy, że jest to tak praco i czasochłonne oraz że sprawia to tyle radości.
Prototypy były dalekie od ideału, wiele szczegółów musieliśmy dopracować, zmienić, ulepszyć.
Zdarzały się zabawne wpadki – np. okładka wklejona do góry nogami lub źle docięty materiał, ale każdy taki błąd był dobrą lekcją i pomagał wypracować cierpliwość oraz skupienie – przestrzenie niezbędne przy pracy rękodzielniczej.
Dobrze pamiętamy premierę – podekscytowanie, wymieszane z lekkim stresem.
Czy te notesy się Wam spodobają, czy one są wystarczająco dobre, ładne, dopracowane, czy są…wystarczające…?
Z ogromną radością pakowaliśmy pierwsze zamówione egzemplarze, a każdy kolejny zakup nie tylko dodawał motywacji i dmuchał w skrzydła, ale i był dowodem na to, że było warto nauczyć się od zera podstaw introligatorstwa.
Zanim cokolwiek nowego dodamy do oferty naszego sklepu, zawsze mocno testujemy, sprawdzamy, ulepszamy, aby oddać w Wasze ręce coś, czego sami z przyjemnością byśmy używali i finalnie… używamy!
A może bardziej w duchu less-waste?
Niektórzy z Was wiedzą, że prowadziłam kiedyś sklep z ciuchami vintage, uwielbiam taką modę i przede wszystkim widzę ogromną wartość w każdym kolejnym obiegu wszelkich dóbr i tworzyw – jest to bezcenne dla naszej planety.
Dodatkowo – nie brakuje mi cierpliwości podczas lumpeksowego szperania i potrafię znaleźć prawdziwe perełki.
Pewnego razu -podczas takich łowów, wpadł mi w ręce piękny materiał w limonkowe kwiaty i od razu pomyślałam, że to dobry pomysł i dobry kierunek dla naszych notesów.
A może by tak szukać używanych materiałów i dać im kolejne życie i honorową funkcję okładki…?
I tak otworzyliśmy nowy rozdział z eko notesami.
To niesamowite, że czasem zupełnie niepozornie wyglądająca tkanina (poszewka, kawałek zasłony, obrus), nabiera takiego charakteru kiedy staje się okładką. I cieszę się, że potrafię w tym dojrzeć potencjał
Każda taka seria jest oczywiście limitowana, a ilość notesów z danego wzoru, uzależniona jest od ilości danej tkaniny, którą uda mi się zdobyć. Natomiast zawsze staramy się wykorzystać powtarzalność wzoru, aby okładki były do siebie wizualnie jak najbardziej zbliżone.
Praca nad tymi notesami jest o tyle ekscytująca, że po pierwsze mamy świadomość, że dajemy drugie życie tym tkaninom, a dodatkowo tworzymy coś naprawdę unikatowego – zdarza się, że powstaje tylko jeden kajet bo na więcej po prostu nie starczy tkaniny.
Każdy zdobyty materiał oczywiście pierzemy, pachnimy, prasujemy i szykujemy do stworzenia okładki.
I o ile wszystko lubimy w naszym sklepie dobrze zaplanować, tak w tym przypadku się nie da.
O tym jak będą wyglądały kolejne eko notesy decyduje w sumie łut szczęścia – nigdy nie wiadomo co uda mi się znaleźć w lumpuli.
Tworzenie notesów okazało się dla nas – osób, które nie miały nigdy z introligatorstwem nic wspólnego, sporym wyzwaniem, piękną przestrzenią do nauki i rozwoju.
Cieszymy się, że zdecydowaliśmy się na takie rękodzieło, każdy wykończony kajet to wielka satysfakcja, a każdy zakupiony przez Was kajet to dowód na to, że warto!
Wszystkie nasze notesy znajdziecie TUTAJ.
To piękny pomysł na prezent dla siebie lub kogoś ulubionego!