Kaszuby na rowerach

Musimy przyznać, że kiedy planujemy wyjazdy, najczęściej jest tak, że nasz kompas wskazuje południe – czyli góry. Tam się poznaliśmy, tam najchętniej tuliliśmy się do przyrody zanim jeszcze dowiedzieliśmy się o swoim istnieniu, tam najczęściej jeździmy razem.

Góry są i będą naszą wielką pasją, przestrzenią, w której spełniamy kolejne marzenia i miejscem, w którym uwielbiamy Być!

Jednak głód odkrywania nowych ścieżek i terenów jest na tyle silny, że jesteśmy otwarci na kolejne przygody – tym razem bliżej wody i północy.

Mateusz nigdy wcześniej na Kaszubach nie był – tyle!
Ja byłam 2 razy – krótko – w jednym miejscu bez okazji do porządnej eksploracji okolicy, ale już sama droga była na tyle piękna, że w sercu pozostała ogromna potrzeba, aby tam kiedyś wrócić.

Uczucie to zdążyło się porządnie zakurzyć, ale w sierpniu 2021 r. po prostu poczułam, że bardzo chcę pojechać w Bory Tucholskie, zobaczyć i poczuć ile się da i przede wszystkim pokazać ten region Mateuszowi.

Mieliśmy na tę wycieczkę tylko kilka dni do dyspozycji . Z zasady unikamy zatłoczonych miejsc i nie do końca wiedzieliśmy czego się tam spodziewać tuż przed zakończeniem wakacji.
Stwierdziliśmy, że rowery wydają się najlepszą opcją – zapewnią łatwość przemieszczania się i ewentualnej ucieczki przed gwarem.

Kierunek ustalony, czas pomyśleć o trasach – tutaj z pomocą przyszedł oczywiście internet, dzięki czemu szybko dowiedzieliśmy się o Kaszubskiej Marszrucie.

Jest to przepiękna sieć kilku szlaków rowerowych w powiecie chojnickim, o różnych długościach, licząca łącznie ok. 200 km. Czytaliśmy o świetnie przygotowanych i oznaczonych ścieżkach rowerowych, położonych głównie z dala od dróg samochodowych (ewentualnie wzdłuż nich), w lasach i wzdłuż jezior.

Oczywiście oprócz wspomnianej Kaszubskiej Marszruty, jest tu pełno ‘zwykłych’ ścieżek rowerowych, które (planując swoją trasę) możecie dowolnie miksować z tymi z Marszruty.
Będą one bardziej dzikie, mniej ‘gładkie’ i mocniej zapiaszczone, ale są równie piękne i widokowe.

Jako bazę wyznaczyliśmy sobie Małe Swornegacie – uroczą wieś, położoną między jeziorami Karsińskim i Charzykowskim. To tu nocowaliśmy i stąd rozpoczynaliśmy 3 wycieczki.

DZIEŃ PIERWSZY – potraktowaliśmy jako rozgrzewkę, przyjechaliśmy z Łodzi dość późno i nie było czasu na porządną wyprawę.
Udaliśmy się czerwonym szlakiem (i tym samym wróciliśmy) do miejscowości Charzykowy.
Trasa prowadzi szybką i wygodną, szutrową ścieżką i jest naprawdę komfortowa. (23 km)
 

 

czerwony szlak: Małe Swornegacie -> Charzykowy

pomost nad jeziorem Charzykowskim

DZIEŃ DRUGI – wstaliśmy z kurami, wypoczęci i porządnie wyspani.
Czas na śniadanko i w drogę! Dłuższą i niezwykle piękną.

Małe Swornegacie -> Kokoszka -> Swornegacie -> Drzewicz -> Klosnowo -> Charzykowy -> Łukomie -> Kopernica -> Małe Swornegacie (50 km)

Ruszyliśmy z Małych Swornegaci ścieżką (poza Marszrutą) wzdłuż lewego brzegu jeziora Krasińskiego, następnie przez uroczo nazywającą się wieś Kokoszka, dojechaliśmy do Swornegaci.

edukacja

nad brzegiem jeziora Krasińskiego

Swornegacie to już taka bardziej cywilizacja ze sklepami, lodami, kajakami i większą ilością turystów, warto tu się zaopatrzyć w prowiant na dalszą część trasy lub strzelić poranną kawkę.
Jednak nie poczuliśmy jak to się mówi ‘flow’ z tym miejscem.

Szybko wjechaliśmy na chwilę na żółty szlak Marszruty, którym dojechaliśmy na wschód do leśnej osady Drzewicz i tu znów opuściliśmy Marszrutę, kierując się malowniczymi ścieżkami na południe, w stronę wsi Klosnowo. Trasa prowadzi głównie przez las, jest niezwykle urokliwa i bajkowa. Można też ewentualnie trochę zboczyć i pojechać nad brzeg jeziora Ostrowskiego.

Z Klosnowa udajemy się do Charzyków (tutaj byliśmy wczoraj) – ale tak tylko przejazdem, gwar, tłumy nad brzegiem, głośna muzyka – tego nie szukamy, ruszamy lewym brzegiem jeziora Charzykowskiego na północ w stronę bazy czyli Małych Swornegaci.
I to był bardzo dobry wybór! Po drodze zatrzymujemy się, aby podziwiać żurawie, startujące do lotu dosłownie tuż obok nas. Krzyki żurawi mogą się wydać trochę przerażające, za to ich umiejętności wykorzystywania prądów powietrznych, są niezwykle imponujące.
Mateusz, który przez wiele lat latał na paralotni, nie mógł oderwać od nich wzroku.
Ja, która fruwa ze swoimi marzeniami tuż nad ziemią, byłam pod równie wielkim wrażeniem.

DZIEŃ TRZECI – jutro wracamy zatem chcemy wykorzystać dzisiejszy czas na maksa!

Małe Swornegacie -> Chociński Młyn -> Konarzyny ->  Żychce -> Kiełpin -> Złota Góra -> Parszczenica -> Śluza -> Zbrzyca -> Swornegacie -> Małe Swornegacie (48 km)

Ruszamy z Małych Swornegaci czerwonym szlakiem Kaszubskiej Marszruty na zachód i tuż za Chocińskim Młynem wjeżdżamy na czarny szlak.
Zatrzymujemy się w niezwykle malowniczym miejscu – pole, przestrzeń i konie. No jak z obrazka!

Wiecie jak to jest z Jadźką – każde zwierzątko musi być utulone, to był zatem dłuższy przystanek.
Kiedy koniki miały już dość tej miłości, kontynuowaliśmy wycieczkę czarnym szlakiem przez Żychce, Kiełpin aż do Zielonej Chociny. Tutaj opuściliśmy Marszrutę i wjechaliśmy na szlak, prowadzący do Parszczenicy, następnie wzdłuż jezior Parszczenica i Śluza dojechaliśmy do osady Śluza.
I to był naprawdę wymagający odcinek – zabiły nas piachy. Wydawało nam się, że uniwersalność naszych opon wystarczy, niestety fragmenty pod górkę, pokonywaliśmy pchając rowery.
Jadźka nawet na chwilę obraziła się na cały świat i stwierdziła, że już nigdzie nie jedzie, ani nie idzie i tu zostanie na zawsze.
Na szczęście udało mi się ją przekupić perspektywą gigantycznych lodów i jakoś od razu nabrała chęci do dalszego wysiłku.

piaszczyste kryzysy

Po chwili odpoczynku wyruszyliśmy ze Śluzy na południe, po minięciu jeziora Witoczno, dojechaliśmy do Swornegaci i następnie bazy – Małych Swornegaci.

Kończymy pierwszą wyprawę absolutnie zachwyceni. Trasy Marszruty są faktycznie bardzo komfortowe, świetnie oznaczone. W wielu miejscach znajdują się miejsca do odpoczynku z wiatami, w których można coś zjeść, zregenerować siły lub schronić się przed deszczem.
Czujemy, że niebawem tam wrócimy i tak się dzieje – tydzień temu (czerwiec 2022 r.) eksplorowaliśmy te tereny ponownie.

CO ZMIENILIŚMY / ZROBILIŚMY INACZEJ?

  1. NAMIOT – który daje wolność i elastyczność oraz nie przywiązuje nas do miejsca, do którego trzeba codziennie wracać. Na drugą wyprawę wzięliśmy naszą jedyną i ukochaną trójkę – waga ok. 2,5 kg
  2. OPONY – Na pierwszej wyprawie oboje mieliśmy uniwersalne opony, idealne na szutrowe i asfaltowe ścieżki. Na drugiej zdecydowaliśmy się na opony do jazdy po szutrowych i piaszczystych ścieżkach, ze zdecydowanie bardziej agresywnym bieżnikiem. To była dobra decyzja!
  3. SAKWY – są niezbędne jeśli chcemy przemieszczać się z namiotem i całym bagażem ze sobą. (firma Reverse)
    PLUSY
    + cena – 80 zł / produkt polski
    + stosunek pojemności do wagi -> łącznie 60 litrów / 700g
    + przestrzeń – 2 pojemne, boczne komory, duża komora nad bagażnikiem oraz 2 mniejsze kieszonki pozwalają na komfortowe rozłożenie bagażu
    MINUSY
    – mała sztywność materiału – gdy sakwy nie są wypełnione- dość żmudny proces montażu- jakość wykonania
    – niestety w trakcie montażu urwał się jeden z pasków z klamerką, co nie wróży długiej żywotności całej sakwie.
  4. UCHWYT & ETUI NA TELEFON – przyznamy, że ciągłe zatrzymywanie się, wyciąganie telefonu, ogarnianie trasy (nie jechaliśmy cały czas jednym kolorem szlaku), było męczące. Dlatego zdecydowaliśmy się na zakup wodoodpornego etui na telefon, do zamontowania na kierownicy. (firma: Wild Man)
    PLUSY:
    + cena – 50 zł
    + komfort – możliwość kontrolowania trasy bez zsiadania z roweru / zatrzymywania się
    + wodoodporność
    + pojemność – w etui oprócz telefonu bez problemu zmieścił się również spory powerbank
    + łatwość demontażu – etui można jednym ruchem wysunąć z uchwytu i zdjąć z kierownicy kiedy odchodzimy od roweru
    MINUSY:

    – za mały uchwyt, który nie zapewnia stabilnego mocowania. Etui mocno rusza się na kierownicy na wybojach

Tym razem kierujemy się z Łodzi prosto do Swornegaci, gdzie planujemy zostawić auto i rozpocząć trzydniową wycieczkę.

DZIEŃ PIERWSZY

Swornegacie -> Śluza -> Parszczenica -> Modziel -> Parzyn -> Leśno -> Lubnia -> Wiele -> Borsk (50 km)

Wstępnie chcieliśmy dojechać na pole namiotowe we Wdzydzach Tucholskich, wycieczkę zakończyliśmy jednak na pięknie położonym campingu w Borsku.

Trasy Kaszubskiej Marszruty nie sięgają tak daleko na północ, ze Swornegaci – będziemy się zatem poruszać klasycznymi – leśnymi ścieżkami rowerowymi i czasem, na krótkich odcinkach szosą, która, uwierzcie na słowo, bywała cudownym wytchnieniem dla czterech liter po zapiaszczonych leśnych wertepach.
Wybraliśmy dość ryzykowny termin na wyjazd – długi weekend z Bożym Ciałem, trochę obawialiśmy się tłumów na ścieżkach, jak się później okazało – zupełnie niepotrzebnie.

Od samego początku wycieczki byliśmy na trasie prawie cały czas sami, a sielskie krajobrazy i piękna pogoda, koiły pojawiające się co jakiś czas uczucie zmęczenia.

Ze Swornegaci ruszyliśmy na północ w stronę osady Śluza, następnie kierowaliśmy się na Parszczenicę, Modziel (tu objechaliśmy jezioro Księże) i dojechaliśmy do Parzyna, małej, urokliwej wioski.
Krajobraz tak naprawdę cały czas się zmieniał – taka jazda nie może być nudna!
Zachwycały nas przejrzyste lasy, ogromne przestrzenie z łąkami i polami oraz piękne brzegi, mijanych kolejno jezior.

Z Parzyna kierowaliśmy się dalej na południowy wschód na Lubnię, aby przez piękny Rezerwat przyrody Bór Chrobotkowy, dotrzeć do miejscowości Wiele.

I tutaj zadecydowaliśmy, że zakończymy wycieczkę w Borsku, było już po prostu dość późno, a nie chcieliśmy rozbijać namiotu po ciemku we Wdzydzach, od których dzielił nas jeszcze kawałek drogi.

To była kolejna, fantastyczna decyzja, intuicyjnie skręciliśmy na jeden z campingów i ach! och!
Tak bardzo polecamy Wam to miejsce!
Na końcu wpisu, w polecanych linkach znajdziecie adres strony www.
Przystań nad Wdą leży dosłownie nad samym brzegiem rzeki – mieści się tu świetna wypożyczalnia kajaków oraz pole namiotowe.
Tak naprawdę pierwszy raz spotkaliśmy się z tym, że miejsca do parkowania aut są zupełnie oddzielone od części namiotowej i to jest super.
Wspaniali, ogarnięci gospodarze, bardzo czyste sanitariaty, dużo drzew i kameralna atmosfera.

No i cena – za namiot i 2 osoby zapłaciliśmy 50 zł za noc.

DZIEŃ DRUGI

Borsk -> Wdzydze Tucholskie -> Półwysep Lipa -> Zabrody -> Gołuń -> Wdzydze Kiszewskie -> Skoczkowo -> Węglikowice -> Laska -> Wygoda -> Joniny Duże -> Knieja -> Kliczkowy -> Borsk (46 km)

Poczuliśmy się tam tak dobrze, że zmieniliśmy zupełnie plany i postanowiliśmy objechać jezioro Wdzydze dookoła, aby na noc ponownie wrócić na to same pole namiotowe.

Sakwy były dziś dużo lżejsze – namiot i śpiwory zostały na campingu.
Sprawnie dojechaliśmy do Wdzydz Tucholskich, aby zrobić sobie krótki przystanek nad jeziorem Wdzydze. Następnie wzdłuż jego brzegu szusowaliśmy na północ – w stronę półwyspu Lipa – miejsce to jest bardzo ładnie położone i znajduje się tu spory camping. Jednak w sezonie jest tu gwarno i tłumnie. To nie dla nas.

Jezioro Wdzydze

Jezioro Wdzydze

Z Półwyspu Lipa dojechaliśmy do małej osady – Zabrody, w której posiedzieliśmy dłużej na ładnej i dość dzikiej plaży. Stamtąd – wzdłuż brzegu jeziora Radolne dojechaliśmy do Wdzydz Kiszewskich. I tutaj bardzo nam się nie podobało.
Klimat gwarnego, nadmorskiego kurortu, hałas, ogromny ruch na drodze…
Ale, ale – Jadźka dostrzegła wieżę widokową, a że lubi włazić pod górę, nie odmówiła sobie tej przyjemności za jedyne 20 zł.
Było warto – widoki były absolutnie przepiękne!

Widok z wieży widokowej we Wdzydzach Kiszewskich

Tuż za wieżą widokową zboczyliśmy przez pomyłkę ze szlaku, ale dzięki temu trafiliśmy na piękne mokradła i rozlewiska.

Po odnalezieniu właściwej ścieżki, kontynuowaliśmy wycieczkę, odbijając na północ w stronę Wąglikowic, po drodze zachwycając się sielskimi widokami.

Stąd wyruszyliśmy na południe, mijając piękne osady: Laska i Wygoda, w której zatrzymaliśmy się na chwilę przy punkcie widokowym.

punkt widokowy przy osadzie Wygoda

Po chwili odpoczynku skierowaliśmy się na wieś Kliczkowy i dalej już prosto na miejsce naszego noclegu – czyli pole namiotowe w Borsku.

DZIEŃ TRZECI

Borsk -> Wiele -> Dąbrowa -> Broda -> Małe Gliśno -> Brusy -> Czyczkowy -> Wielkie Chełmy -> Drzewicz -> Swornegacie (37 km)

Ostatniego dnia czekała nas droga powrotna do Swornegaci, gdzie mieliśmy zaparkowane auto, chcieliśmy jednak wracać inną trasą – dlatego zaraz za miasteczkiem Wiele, skręciliśmy na Brusy i ta trasa dała nam porządnie popalić.
Żar lejący się z nieba, głębokie piachy, powalone drzewa, przez które co chwilę trzeba było zsiadać z rowerów – to był wymagający odcinek.

W Brusach zrobiliśmy sobie dłuższy przystanek i stąd już czerwonym szlakiem Kaszubskiej Marszruty, dojechaliśmy prosto do Swornegaci.
Mimo że, dystans ostatniego dnia był najkrótszy, odczuliśmy tę trasę chyba najbardziej, ale jako, że lubimy dać sobie w kość, wróciliśmy do auta w wyśmienitych humorach z ogromnym głodem na ‘więcej!’

Kaszuby to ogromny teren, który można bez nudy eksplorować przez wiele dni.
Trasy Kaszubskiej Marszruty są bardzo łatwe, komfortowe i nadają się na rodzinne wycieczki, również z przyczepkami dla dzieci.
Na pozostałych ścieżkach może być trochę utrudnień, wszystko oczywiście zależy od aktualnych warunków.
W tej chwili jest duża susza i nawet w szerokich oponach można się porządnie zakopać w piachu.

PRZYDATNE LINKI:

  • mapy Velo Kaszubskiej Marszruty -> KLIK
  • mapa Kaszubskiej Marszruty na stronie powiatu Chojnice -> KLIK
  • przystań nad Wdą – piękne pole namiotowe z centrum kajakowym w Borsku -> KLIK
  • atrakcje przyrodnicze i historyczne -> KLIK

Żegnamy się zatem z Kaszubami z bagażem pięknych doświadczeń i wspomnień.

Jesteśmy pewni, że niebawem tam wrócimy!